Nieco poezji v.3 czyli Astrobiografia
Tym razem nieco o sobie, dla siebie, bo nikogo to interesuje ^_^
Wracam z pracy, patrzę w niebo, Jowisz w Byku jawi mi się,
Myślę sobie, że ten widok me początki przypomina.
Włączam kompa, ludzie piszą swe historie na Polisie,
Ponad dwanaście lat temu ta historia się zaczyna.
Nieco wcześniej, dziewięć-siedem, o komecie trąbią media.
Szczerze mówiąc to zjawisko niespecjalnie mnie obchodzi.
Jednak mówią – poobserwuj, taki widok to rzecz przednia.
W tym momencie astropasji małe ziarno się narodzi.
Już rok później na mej półce znajdzie się encyklopedia.
Dziesięć tomów ojciec kupił, o mą pasję wszakże chodzi.
Dziewięć tomów geografii, to ogarnąć nie tragedia.
Jeden tom jest o Wszechświecie, też przyswoić nie zaszkodzi.
Dwutysięczny to jest przełom, dnia pewnego tuż po szkole,
Siadam w fotel i odpalam eRTeeLa z zajęć braku.
Jakaś bajka wprost z Japonii, szukam szczęki gdzieś na dole.
Program TV sprawdzam szybko, tytuł – „Rycerze Zodiaku”.
A tam Pegaz, Andromeda, jakieś gwiazdy, gwiazdozbiory.
Czy te nazwy są prawdziwe, w głębi duszy pytam siebie.
Ale coś mi w głowie świta, gdzieś czytałem do tej pory.
Pozostaje prosta kwestia – Czy to wszystko jest na niebie?
Sprawę trzeba szybko zbadać, ma ciekawość nie zna granic.
Nie ma czasu do stracenia, biorę Zeissa od rodziców.
Nie chce sprzyjać mi pogoda, przeciwności ja mam za nic.
Już niedługo widzę prawdę, w tej historii nie ma picu.
Pochłonęła mnie na dobre astropasji czarna dziura.
Każdy rozpoznany obiekt, każda gwiazda to radocha.
Od tej pory niech przeklęta będzie nawet zwykła chmura.
Czarne, ciemne, czyste niebo to jest to, co teraz kocham.
Gdy wychodzę z domu na dwór, dziwną porą, nikt nie pyta.
Prawie każdego wieczora i przed szkołą tuż nad ranem.
Wkrótce w pewnym miesięczniku, z astrosoftem będzie płyta,
Jednak dobre mapki nieba muszą być wydrukowane.
Obserwuję bardzo często, chłonę też literaturę.
Na punkcie teorii z bzikiem żyję ciągle aż do teraz.
Z biblioteki szkolnej wyciągnąłem książek furę.
Ale odwiedzać księgarnie też zdarzało mi się nieraz.
Różny dziwny sprzęt kupuję bo eksperymenty lubię.
Skyluxa z Naglerem kiedyś w nocy zeswatałem.
Wcześniej pierwszą ATM’u podejmuję dziwną próbę.
Pomysł z poprawianiem Zeissa okazał się niewypałem.
Nastał dwutysięczny piąty, czas pożegnać Podkarpacie.
Kontynuować edukację w wielkim mieście przyszła pora.
Kraków – bardzo słabe niebo, za to dobry net na chacie.
W takim to klimacie zacznę czytać astrofora.
Przyjazdy do domu czasem, wita jasna Droga Mleczna.
Znowu podkarpackie niebo od wieczora aż do rana.
Co noc pod smolistym niebem, oto opcja jest konieczna.
Z mego astrożyciorysu luka musi zostać wymazana.
Dyplom już w kieszeni siedzi, zatrudnienia szukać czas.
Na początku idzie trudno, nie wiem jaka jest przyczyna.
Ale przyszedł moment, kiedy uśmiech losu dotknął nas.
Mamy pracę w planetarium! – tak oznajmia mi dziewczyna.
Plan jest prosty – kilka godzin dziennie opowiadać będzie trzeba.
O obiektach, o zjawiskach, o odkrywcach i odkryciach.
Zaszczyt mam przybliżyć ludziom chociaż mały fragment nieba.
Żadnych wątpliwości nie mam – najpiękniejszy miesiąc życia.
Przyszedł czas opuszczać Kraków, bez pewności lecz w rozterce.
Tydzień później taki news, że mocniej zabije serce.
Mimo złej pogody, Anglia to jest całkiem fajne miejsce.
Mimo przeciwności losu, w życiu pewnie łatwiej będzie.
Sprzętu raczej nie zabieram, wszak „angielska” tam pogoda.
Gdy zostanie w domu, kurze pewnie będzie zbierał. Szkoda!
Co z nim zrobić? Chyba sprzedać – myśl od razu w głowie tli się.
Już za chwilę telewujki wiszą na Astropolisie.
Sprzęt wnet całkiem wyprzedany, za granicę ruszać pora.
Żeby spełniać swe marzenia, mieć 'hajs’ na lustro potwora.
W końcu poezja! POEZJA!