Pocztówka z Kanarów – Teneryfa po raz pierwszy
Nasz pobyt na Wyspach Kanaryjskich to spełnienie małego marzenia, które narodziło się około 2 lata temu. Chciałem zrobić to większą grupą, stąd też temat „A może na Kanary?” założony na dwóch forach, ale skończy się w kameralnym gronie…chociaż nie do końca Termin nie jest optymalny ale jest wynikiem pewnych kompromisów, m.in zawodowych. Chciałem też wrócić do siebie na zaćmienie (będę miał 0,9 mag jeśli pogoda pozwoli).
Wspomniałem, że nie do końca będzie to kameralny wyjazd. Jest nas troje – ja, moja Aga (Ineska) i M-A-X. Ale w tym samym czasie (od jutra do 18-go) w odległej o niecałe 2 kilometry od nas kwaterze stacjonować będzie mocny (28 osó oddział złożony z członków PTMA Katowice, Niepołomice i reprezentanci Warszawy
Dzień 1 (07.03) – Przylot i pierwsze wrażenia
Wylot z Birmingham o 7:00 rano. W bagażu znalazła się lorneta 25×100 ze statywem, Zeiss Jenoptem 10×50. M-A-X ma dolecieć z SCT 11″. Zestaw może nie imponuje ale myślę, że da radę i fajnie się uzupełnia. Lądowanie kilkanaście minut po 11-tej i pierwsze zdziwienie. Wyspa z samolotu była prawie niewidoczna O_o Cmury, chmury i jeszcze raz chmury! Po wyjściu z samolotu powietrze aż „przytłoczyło”. Wsiadaliśmy przy kilku stopniach powyżej zera a tutaj podobne jak w Polsce przed potężną letnią burzą. Z jednej strony lekki niepokój ponieważ nie przylecieliśmy tutaj podziwiać chmur ale to nic, prognozy właśnie takie coś przewidywały (bezchmurnie od poniedziałku), a i tak jesteśmy bez samochodu dopóki M-A-X nie przyleci (w momencie gdy to piszę, pewnie jest gdzieś już nad Hiszpanią).
Mieszkamy w Callao Salvaje (28°07’N 16°46’W), niewielkim turystycznym miasteczku na zachodzie wyspy. Nijak nie jest to miejscówka obserwacyjna, ma służyć jako baza wypadowa i relaksacyjna po wyczerpujących nocach W nocy lekko się przejaśniło i z tarasu dostrzegłem nieco najjaśniejszych gwiazd. Orion bardzo wysoko, jeszcze trochę i byłby w zenicie. Szukałem Kanopusa ale bezskutecznie, chmury i nieco LP.
Dzień drugi – Pojawił się M-A-X…i pogoda
Po godzinie 15-tej pojawił się 3 uczestnik naszej wyprawy. Z tubą SCT w bagażu podręcznym, korektorem w drugim podręcznym, montażem w bagażu głównym i Ethosami pochowanymi po kieszeniach Udało się zabrać komplet chociaż stewardessy w samolocie miały problem z rozmiarówką SCT 11″. Pogoda zdecydowanie się poprawiła, ale jeszcze nie jest idealna, a Księżyc wschodzi dosyć wcześnie, więc nigdzie się nie ruszamy tylko robimy małą rozgrzewkę z tarasu naszego domku.
Dzień 3 – Rozgrzewka na Teide
Poniedziałek upłynął pod znakiem wodnych zabaw. W końcu być na Teneryfie i nie zajrzeć do największego parku wodnego w Europie (chociaż geograficznie to Afryka) to grzech Nawet M-A-X, który przez 2 tyogdnie nabijał się z nas, że idziemy na ślizgawki dla dzieci, był pod wrażeniem. Zupełnie inny poziom parku wodnego niż do tej pory znałem.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Siam_Park
Powrót do domu po 18:00 więc mało czasu na spakowanie sprzętu, który był jeszcze w kawałkach pochowany w walizkach. Po drodze jeszcze zaglądamy do licznej grupy z AstroCD, która dopiero przybyła na miejsce. W założeniu krótka chwila rozmowy przeciągnęła się aż do wschodu Księżyca, więc wyjazd na wulkan miał być tylko rozpoznaniem terenu przed kolejnymi wyjazdami. Dojechaliśmy aż pod obserwatoria. Już wiem, że krótkie spodenki nie były dobrym pomysłem
Dzień 4 – Omega i Centaurus A
Znaleźliśmy całkiem fajną miejscówkę tuż przy „krawędzi” z dobrym południowym horyzontem:
Tym razem wyjechaliśmy nieco wcześniej (ale i tak nieco za późno) i na miejscu byliśmy około 20:30. Całe południe wyspy pokrywały niskie chmury, przez które przebiliśmy się stosunkowo nisko (ok 1500m. n.p.m.). Dzięki temu światła nadmorskich kurortów turystycznych były całkiem dobrze zasłonięte od dołu. Na niebie jeszcze królowała Wenus, której blask był tak duży, że wzięliśmy ją w pewnym momencie za światło jakiegoś pojazdu, zjeżdżającego z wulkanu.
Po wyjściu z samochodu naszym oczom ukazał się spektakularny widok począwszy od Kanopusa na południu do wbijającego się „dyszlem” w horyzont Wielkiego Wozu (aczkolwiek jesteśmy pewni, że tutejsze niebo może być jeszcze lepsze). W międzyczasie gdy M-A-X dopieszczał ustawienie montażu, ja obskoczyłem na szybko lornetą zawartość fragmentu nieba pod Wielkim Psem i strzeliłem Canonem trochę szerokich fotek tego obszaru. Mając w pamięci niedawny temat o parce M46/M47 szybko skierowałem się właśnie w tym kierunku. Gromadki mieściły się polu widzenia z lekkim zapasem dostarczając niezapomnianych doznań wizualnych Gdy wrócę do domu, pewnie szerzej napiszę o tym co siedzi w północnej części okrętu Jazona i spółki.
Po ustawieniu montażu, zamontowaniu prowizorycznej przeciwwagi i skierowaniu na Jowisza (który akurat wisiał w zenicie)okazało się, że SCT jest…rozkolimowany! Jednak lot samolotem w kilku częściach i widocznie niewystarczająco dokładne skręcenie go w całość, rodzi takie problemy. Brak doświadczenia w kolimacji SCT i wstępne nieudane próby sprawiły, że do boju ruszył HyperStar, którym oprócz całkiem przyzwoitego zdjęcia M42 udało się złapać Omegę Centauri i galaktykę Centaurus A pomimo „syfu” który zawisł tuż nad horyzontem i świecącego już na wschodzie Księżyca. Omega była absolutnie bezproblemowym obiektem w lornecie, jednak czekam na lepsze warunki, bankowo zrobi wrażenie.
Dzień 5 – Teide
Na Teide oczywiście kolejka + krótkie ale wyczerpujące (głównie z powodu rozrzedzonego powietrza) wyjście na sam czubek czubka gdzie cudowny widok miesza się z mniej cudownym aromatem siarki Na takie wejście trzeba wcześniej uzyskać pozwolenie, ale to właściwie formalność. Od zeszłej niedzieli tylko raz nie byliśmy powyżej 2000m. n.p.m i zawsze była tam bezchmurna i praktycznie bezwietrzna pogoda. Taki mały niuansik z kaldery pod samym szczytem:
Dzień 6 – Wizyta w Obserwatorium
W sobotę nocka w obserwatorium. Dzięki uprzejmości Marka Substyka, który zarezerwował MONS i właściwie bardzo szybko z większością grupy sobie pojechał, mieliśmy do dyspozycji sam teleskop i teren wokół do rozstawienia naszego sprzętu. Sam teleskop to 20″ lustro powieszone na potężnym paralaktyku. Wszystko z zewnątrz robi niesamowite wrażenie ale same obrazy rozczarowały chyba wszystkich. Od razu pojawiły się teorie o słabej kondycji starego lustra i coś w tym musi być. Do tego ograniczenie do jednego okularu i niemożność obserwacji obiektów w małej wysokości nad horyzontem. To wszystko spowodowało stosunkowo szybką ewakuację na plac obserwacyjny, gdzie oprócz naszego SCT11 i lornety, stał jeszcze 8″ dobson i lornetka 9×63 Krzyśka Gałki.
Sam zestaw obiektów to powtórzenie poprzednich nocy plus coś na co czekałem i marzyłem od baaardzo dawna – Skorpion w całości nad horyzontem. Brak Księżyca aż do godziny 3:00 sprawił, że widoki w Centaurze robiły jeszcze bardziej piorunujące wrażenie na wszystkich obserwatorach. Ja osobiście zakochałem się w okolicach NGC 6231 w Skorpionie, które świetnie wyglądały zwłaszcza w szerokim polu lornetek. Była to już piąta moja i M-A-X’a noc oberwacyjna i jednocześnie najdłuższa (powrót z wulkanu około 5 rano).
Przy okazji pozdrowienia dla panasmarasa. Z jakiegoś powodu razem z Krzyśkiem G często przywoływaliśmy Jego osobę przy okazji przeczesywania Rufy, Żagla, Centaura i Skorpiona
164 views