Gran Canaria – nie tylko turystyczny raj…
Gran Canaria znana jest przede wszystkim z pięknych plaż i słonecznej pogody przez cały rok. Wyspa kojarzona z masową turystyką, wydaje się być znacznie mniej atrakcyjnym celem dla miłośnika astronomii w porównaniu z sąsiednią Teneryfą czy przede wszystkim La Palmą. Jednak gdy przyjrzymy się nieco bliżej budowie Gran Canarii, pojawia się na tyle dużo analogii do Teneryfy, że trzeba było sprawdzić, jak to jest w rzeczywistości.
Trzecia co do wielkości wyspa Wysp Kanaryjskich stała się celem mojego tegorocznego wypadu na 'Kanary’. Po 3-krotnej wizycie na Teneryfie, astronomicznych uniesieniach na La Palmie i zaliczeniu Lanzarote oraz Fuerteventury, przyszła kolej na ostatnią z 5 dużych Wysp Kanaryjskich. Po raz kolejny padło na termin w okolicy marcowego nowiu, z tych samych powodów co zwykle (cały przegląd ciekawych partii nieba, dłuższa niż w lecie noc, mniejszy ruch turystyczny poza sezonem i związane z tym ceny, itp).
Zasięgając wiedzy przed wyjazdem, szybko rzuciło mi się w oczy wspomniane już wyżej podobieństwo do Teneryfy. 'Wyspa wiecznej wiosny’, 'Kontynent w miniaturze’, itp. Podobne określenia widziałem wcześniej czytając opisy nieco większej sąsiadki. Okazuje się, że Gran Canaria rzeczywiście funkcjonuje w bardzo podobny sposób – bardziej zielona północ będąca gratką dla chcących poznać lokalne życie i gorące, suche, turystyczne południe, a pomiędzy nimi wysoki masyw wulkaniczny w centrum wyspy, będący przyczyną takiego podziału.
Co prawda, wulkan Teide na Teneryfie jest prawie dwukrotnie wyższy niż najwyższy szczyt Gran Canarii, ale najwyższe punkty łatwo dostępne samochodem na obu wyspach znajdują się na podobnej wysokości w okolicy 2000 metrów n.p.m., co pozwala mieć nadzieję (przynajmniej w teorii) na podobne warunki obserwacyjne.
Dojazd
Na wysokość prawie 2000 metrów trzeba jakoś dojechać i jak pokazywało wcześniejsze doświadczenie z innych wysp, nie zawsze jest to najprzyjemniejsza droga. Ogromna ilość ostrych zakrętów, szybka zmiana wysokości i tym samym ciśnienia, to nierzadko wyzwanie dla organizmu. Na szczęście Agnieszka, która towarzyszyła mi w tej podróży, okazała się bardzo dobrym kierowcą.
Przez cały pobyt 'przetestowaliśmy’ 3 opcje dojazdu na szczyt. Na pierwsze podejście wybraliśmy drogę GC-130 prowadzącą od wschodniej strony wyspy, co było dosyć oczywistym wyborem zważywszy na to, że nasza 'baza wypadowa’ znajdowała się w miejscowości 'Telde’. Jak się później okazało, była to najlepsza opcja mimo konkurencji z drogą GC-60 prowadzącą z kurortu w Maspalomas na południu (która po spojrzeniu na mapę wydała się najlepsza ale w praktyce pojawia się trochę 'niespodzianek’) oraz drogą GC-70 prowadzącą z północno-zachodniej części wyspy. Ta ostatnia ma tą zaletę, że oferuje przy okazji łatwy dojazd do Parku Tamadaba (mocno polecamy :)), więc warto z niej korzystać aby spędzić dzień na wędrówkach w przepięknym rezerwacie sosny kanaryjskiej i później bezpośrednio ruszyć na obserwacje.
We wszelkich przewodnikach możemy przeczytać, że majestatyczne góry i urocze doliny centralnej części wyspy to prawdziwa gratka dla miłośników natury oraz efektownych widoków. W tych samych miejscach można znaleźć informacje na temat wielu atrakcji turystycznych dla tych, których nudzi leżenie plackiem na wydmie w Maspalomas, więc tutaj ograniczę się przede wszystkim do dwóch miejsc, które udało się nieco lepiej poznać i docenić urok oraz możliwości obserwacji nocnego nieba: najwyższy szczyt Gran Canarii – Pico de las Nieves oraz słynna skała Roque Nublo.
Pogoda
Klimat Gran Canarii oferuje podobne warunki obserwacyjne jak na Teneryfie. Problemu zanieczyszczenia światłem (dosyć dużego niestety) można częściowo uniknąć, kierując się właśnie do jednego z wyższych punktów na wyspie i wykorzystując zjawisko atmosferyczne, które miejscowi nazywają panza de burro („brzuch osła”). Efekt ten występuje, gdy wiatry z północy przepychają chmury przez wyspę, aż brzeg chmur (o którym mówi się, że przypomina szary brzuch osła) gromadzi się wzdłuż północnego brzegu masywu. Ma to szczególne znaczenie przy wytłumieniu świateł stolicy i największego miasta Gran Canarii, znajdującej się w północno-wschodniej części wyspy. Wyspa może pochwalić się nawet 50 tygodniami bezchmurnych nocy każdego roku, a mniej pogodne warunki trwają nie dłużej niż dzień lub dwa, więc na pewno znajdzie się kilka pogodnych nocy w czasie nawet tygodniowego pobytu. Warto pamiętać o tym, że temperatura w nocy w najwyższych partiach wyspy może obniżać się nawet do okolic zera, a nawet poniżej w miesiącach zimowych.
Miejscówki
Zanim przejdę do dwóch wspomnianych wyżej miejscówek, muszę wspomnieć o miejscu, które oferowało najciemniejsze niebo, szczególnie w kierunku południowym – Mirador Caldera de los Marteles położony wzdłuż drogi GC-130. Jeśli dla kogoś bezwzględnym priorytetem jest jakość nieba godząc się na lekko zasłonięty horyzont, miejscówka ta będzie lepszym wyborem niż dwie poniższe, oferując porównywalne warunki do Mirador del Chio na Teneryfie.
Roque Nublo
Z wizytą w tym bardzo popularnym turystycznie miejscu wiąże się zabawna po czasie ale nieco stresująca wówczas historia. Okolice skały Roque Nublo okazały się pułapką, która nieomal zatrzymała nas na całą noc z powodu braku pomysłu jak się stamtąd wydostać. Roque Nublo to doskonałe miejsce do podziwiania zachodu słońca nad charakterystycznym zarysem Teneryfy. Do miejsca docelowego prowadzi niedługi szlak rozpoczynający się przy parkingu na drodze GC-600, początkowo prowadzący skrajem niezbyt gęstego lasu, ale po przekroczeniu wysokości Cueva Nubla napotykamy na mocno skaliste podłoże z gęsto usypanymi głazami i większymi skałami. To sprawia, że właściwie nie zawsze wiadomo którędy ten szlak dokładnie prowadzi. O ile w dzień nie stanowi to większej przeszkody, tak w nocy może stać się problemem.
Roque Nublo o zachodzie słońca i w nocy to miejsce wręcz magiczne. Zdjęcia nie do końca oddają cały urok, ale i tak pokażą więcej niż nawet najbardziej kwieciste opisy (do których i tak nie mam talentu :D), dlatego poniżej kilka z nich. Niestety zajęci podziwianiem piękna coraz ciemniejszego nieba, nie zauważyliśmy kiedy zrobiło się zupełnie ciemno…na tyle ciemno, że nie widzieliśmy gruntu metr przed naszymi stopami, a nie planowaliśmy tam zostać dłużej. Po kilkudziesięciu minutach prób, widokiem przepaści gdziekolwiek się skierowaliśmy i chwilami zwątpienia, w końcu z pomocą latarki w telefonie, wydostaliśmy się ze 'Skały w chmurach’. Miejsce absolutnie warte zaliczenia, również w nocy, ale koniecznie z wcześniejszym dokładnym zapoznaniem się z ostatnią częścią prowadzącego doń szlaku.
Pico de las Nieves
W wolnym tłumaczeniu 'Góra Śniegów’, najwyższy szczyt Gran Canarii (1949 m n.p.m.). Dokładnym miejscem naszego pobytu stał się bardzo wygodny w dojeździe i rozstawieniu sprzętu Mirador Pozo de las Nieves, tuż obok placówki wojskowej z charakterystycznym, widocznym z bardzo daleka radarem. Miejsce to oferuje również bliskie sąsiedztwo Morro de la Agujereada, skały widocznej w centrum pierwszego z poniższych zdjęć, która to…w praktyce jest najwyższym szczytem Gran Canarii (1956 m n.p.m.), chociaż w powszechnej świadomości, wielu artykułach i podręcznikach Pico de las Nieves nadal dzierży ten tytuł.
Mirador posiada dwa przeciwstawne oblicza – fenomenalny widok w kierunku południowym, który w mojej prywatnej opinii na Wyspach Kanaryjskich ustępuje tylko widokowi ze 'Skały Chłopców’ na La Palmie oraz okrutnie zaświetlona, wspomniana wyżej instalacja wojskowa wraz z drogą dojazdową od północy.
Atutem tego miejsca jest dodatkowo kompletnie odsłonięty kierunek południowy, niestety zaświetlony przez Maspalomas (ale tutaj też z pomocą przychodzą niskie chmury), który w połączeniu z położeniem nieco bardziej na południe niż np nasza popularna miejscówka 'Chio’ na Teneryfie oraz niecały stopień w tym samym kierunku w porównaniu z Roque de los Muchachos na La Palmie, sprawia że Krzyż Południa w towarzystwie Tolimana z Ageną, widoczny jest w całości bez problemu nawet na miniaturce drugiego w poniższych zdjęć.
Cele obserwacyjne nie różniły się szczególnie od poprzednich pobytów szczególnie z powodu chęci zaprezentowania skarbów kanaryjskiego nieba mojej towarzyszce, z nieco większym naciskiem na zimową część nieba z ogromem gromad otwartych z uwzględnieniem tych położonych na granicy widoczności w południowych rejonach Kila i Żagla. Jak zwykle, miło było znowu zobaczyć Omegę Cenatauri i Centaurusa A, ciekawą nowością była dla mnie jasna gromada otwarta NGC4755 w Krzyżu Południa, a do nieba wiosennno-letniego ze Skorpionem i Strzelcem na czele nigdy nie ukrywałem ogromnej słabości, więc i tym razem nie mogło obejść się od bardzo przyjemnych doznań, szczególnie błądząc po centrum Drogi Mlecznej lornetką o dużym polu widzenia (jak zwykle Zeiss Jenoptem 10×50).
Krótkim podsumowaniem będzie stwierdzenie, że gdybym miał do wyboru kolejny wypad na Teneryfę czy pierwszy na Gran Canarię, zdecydowanie postawiłbym na tę drugą opcję. Dotyczy to szczególnie dziennej turystyki wędrowno-krajobrazowej, której Gran Canaria oferuje zaskakująco dużo opcji, a że noc pod względem pewności pogody i jakości nieba nie odbiega szczególnie od bardziej popularnej wśród miłośników astronomii sąsiadki (która też potrafi negatywnie zaskoczyć światłami turystycznych kurortów), warto przynajmniej raz dać tej wyspie szansę. Ja nie wykluczam ponownej wizyty, czując lekki niedosyt niewykorzystania całego potencjału Gran Canarii.
478 views